czwartek, 7 lutego 2013

Niech ktoś mnie przytuli...

Coś się dzieje ze mną nie dobrego. Czy w ogóle ostatnio działo się coś dobrego?
No ale zaczynało być choć troszeczkę lepiej ale nie, nagle wszystko musiało się spieprzyć i najgorsze w tym wszystkim jest to, że chyba nawet nie wiem co.
Kiedyś jak brat przyjeżdżał to się cieszyłam a teraz...czuję nie chęć a nawet chyba wole, żeby został u siebie i żeby żył w nieświadomości co się dzieje w domu.
Wszystko spierdoliłam.
Wszystko.
To że rodzice się kłócą to moja wina, bo głównie kłócą się o mnie.
To że nie mam nowych znajomych i zatracam starych to też moja wina, bo unikam ich.
To że żyję to moja wina. Po co powiedziałam im prawdę? Zasnęłabym tylko. Bez cierpienia. A teraz wszyscy myślą, że to było wołanie o pomoc.
I od mojego pobytu w szpitalu jest tylko gorzej. Rodzice wciąż się kłócą czyja to wina.
Mama miała i  nadal ma pretensje o to, że nie porozmawiałam z nią o tym zdarzeniu ale to chyba z żalu. Z żalu, że w szpitalu nic nie powiedzieli temu lekarzowi...Nikt mu nic nie powiedział i może dlatego z nikim nie potrafię o tym porozmawiać? Jak są osoby, z którymi o tym rozmawiałam to ogólnie i mówiłam najważniejsze rzeczy.
Śmieszne mam żal do całego świata, że 4 osoby nie zwróciły jednemu człowiekowi uwagę...Strasznie nie sprawiedliwe z mojej strony, czyli znowu moja wina, że nie rozmawiam z innymi.
I moją winą jest to, że wzięłam te tabletki!
Moja wina.
Przyznaję się
i przepraszam.

Może lepiej by było zniknąć? Antydepresanty, lek na sen i wódka....
To wydaje się takie proste.

                                                                                  

1 komentarz:

  1. witaj,
    na początek Cię lekko, ale zdecydowanie strząchnę, teraz już przytulę

    (naj)lepiej byłoby gdybyś zastosowała się do swoich słów z tytułu, ale postaw sobie poprzeczkę trochę niżej (małymi korkami do sukcesu), zostań, zacznij rozmawiać z ludźmi (wbrew pozorom nie są tacy źli), wykrzycz to co Cię boli, trzyma, popycha do najgorszego ze wszystkich rozwiązań (samobójstwa) i... zobaczymy co dalej...

    OdpowiedzUsuń