przed wyjściem musiałam zażyć tabletki uspakajające w podwojonej dawce bo ledwo co umiałam ustać na nogach, cała się trzęsłam.
wchodzę do mojej klasy...
"no chyba nie"
"oooo"
"to ty?"
"hahahaha"
"co ty tu robisz?"
"no nie wierzę"
i na pożegnanie, miłe słowa, które wciąż brzęczą w tej mojej łepetynie
'miło było cię poznać' a cała klasa w śmiech...te słowa były wypowiedziane sarkastycznie i trochę zabolało mnie. Byłam w klasie nie całe 3 minuty, żeby oddać koleżance płytkę i notatki a już po tym czasie odechciało mi się starania się, żeby wrócić do szkoły.
Idę po pustym korytarzu z mamą i czuję, że nie daję rady, że wybuchnę...
Czuję jak po policzku zaczynają spływać łzy
*kurde ogarnij się!!!*
Wchodzę do pani pedagog, rozmawiamy, zaproponowała mi wyjazd do ośrodka, który ma mi pomóc wziąć się w garść.
Od 11 zaczynam indywidualne nauczanie...jeśli się zepnę to przejdę do następnej klasy, muszę się postarać.
"Jak Ty nie chcesz iść do szkoły, to szkoła przyjdzie do Ciebie"
www.kiep.pl |